W taka pogodę jak dziś doceniam fakt bycia bez pracy. Co prawda musiałam dziś rano zwlec zwłoki swe, odprowadzić dzieci do przedszkoli, zrobić zakupy. Ale to nic w porównaniu ze staniem na przystanku, czekaniem na autobus itp. Siedzę pod kocykiem i sączę kawkę :) Mieszkanie posprzątane, zupka pyrka na wolnym ogniu, brudy się piorą :)
Ja, kocyk, kawka i Baranek Shaun :D Mam taką słabość, do tej bajki, że potrafię gapić się na nią bez końca!
Nie mam ostatnio weny do liftingu gratów. Rozkładam je na podłodze, patrzę na nie...i nic mi do głowy nie przychodzi ;/
Boleję nad tą swoją niemocą strasznie. Zmajstrowanie czegoś zawsze poprawiało mi to humor :)
Niedługo ruszę ze świątecznymi dekoracjami. I jak co roku wszyscy się będziemy świecić, bo brokat zawsze dorwą "małe lepkie rączki" :D Katastrofa na bank!
Ech, już się nie mogę doczekać...co w tym roku dzieci wykombinują...W tamtym roku brokat w kleju wystrzelił im na sufit i ściany:)
Dwa lata temu rozsypał się na dywanie (oczywiście przez przypadek).
W tym roku, zapewne, będzie nie mniej ciekawie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz