piątek, 28 października 2016

zrobię sobie lustro :)





Kiedyś, bo....
Zbieram się do szklarza od paru tygodni...:)

W ogrodzie teściów znalazłam kilka sztuk starych okien. Wzięłam jedno, najmniej zniszczone, bo reszta rozsypałaby się w obróbce.
Mam taki plan żeby go wrzucić na ścianę, która wygląda byle jak.






Oszlifowałam ramę (z grubsza), ale dalej coś się sypie z niej. Jak temu zaradzę, to zawoskuję i przykleję lustro.

Rama nie jest duża, ale i tak mam nadzieję, że trochę mi rozjaśni pokój. Słońce wpada do dużego pokoju rano....po południu odbija się od okien sąsiedniego bloku i pada własnie na te ścianę, którą chcę "zlustrować". Lustro powinno złapać te promyki :)

Dynia już ugotowana i zjedzona. Dzieciaki miały jednak inną wizję wykorzystania dyńki: "zlobimy halołiiiin"!
Tak się zastanawiam kiedy i kto im wtłoczył te pierdoły do głowy? Zwłaszcza mojej 3 latce! W domu tradycji takowych nie ma. Kiczowate to halołin jak fiks ;/
Tak czy siak uległam namowom dzieci i trochę pobazgrałyśmy na drzwiach pająki. Zrobiłyśmy też duszki z liści klonowych. Trudno! Złamały mnie. Moja konsekwentna i konserwatywna postawa poszła się paść;/





Ale na sralentynki nie ulegnę! Fuj, ble! Nie ma mowy! :)






niedziela, 23 października 2016

rigoletto na całego czyli zmieleni przez rotawirusy haftujemy w co się da !

Do tej pory los mnie oszczędzał. W mojej przeszło 6 letnim macierzyństwie nigdy nie byłam
z dziećmi w szpitalu. Aż do poprzedniej niedzieli. Zaczęło się typowo - czyli  w weekend.
Skończyło się biegiem z dzieckiem na rękach na SOR a następnie na oddział.
Po dwóch dniach pobytu w szpitalu, rigoletto przeszło również na mnie. Bieg przez korytarz szpitalny do kibelka nie należy do najprzyjemniejszych. W związku z przygodami żołądkowymi moje "hend dżoby" leżą odłogiem. Dzieci są trochę "zepsute" przez szpital. Na jakąkolwiek odmowę reagują płaczem. Biegam koło nich niczym lokaj, na każde zawołanie. Mendziochy wykorzystują mnie jak się tylko da! Jestem bliska tego, żeby mnie szlag trafił !:) (albo chociaż chuj strzelił)
Żeby było jeszcze dramatyczniej dodam, że najmłodsza pociecha dziś na spacerku stłukła sobie nosek. Wygląda teraz tak, jakbyśmy jej kartofla doczepili. Mała pieczarka;/
Znowu powie w przedszkolu że ją "dręcymy". Jak mi panie przedszkolanki opowiadają co im czasem naopowiada mendziocha to dziwię, się że nas jeszcze nie zamknęli. Mam nadzieję, że dobry psycholog jest w stanie wyłapać prawdę od wytworu bujnej wyobraźni...:)

Zmiana tematu!
Na zdjęciach komplecik ślubny w szarościach. Zrobiłam go na początku października.








Do szkatułki i serwetnika dorobiłam po paru dniach jeszcze miseczkę (np na cukierasy).
"Miseczka" to stara drewniana dekoracja ścienna. Mieściła jeszcze gipsową głowę - coś okropnego!




Mam nadzieję, że komplet się spodobał i obdarowani nie schowali go głęboko w czeluście szafy...:)


czwartek, 13 października 2016

gdzie to słońce?



W taka pogodę jak dziś doceniam fakt bycia bez pracy. Co prawda musiałam dziś rano zwlec zwłoki swe, odprowadzić dzieci do przedszkoli, zrobić zakupy. Ale to nic w porównaniu ze staniem na przystanku, czekaniem na autobus itp. Siedzę pod kocykiem i sączę kawkę :) Mieszkanie posprzątane, zupka pyrka na wolnym ogniu, brudy się piorą :)
Ja, kocyk, kawka i Baranek Shaun :D Mam taką słabość, do tej bajki, że potrafię gapić się na nią bez końca!
Nie mam ostatnio weny do liftingu gratów. Rozkładam je na podłodze, patrzę na nie...i nic mi do głowy nie przychodzi ;/



Boleję nad tą swoją niemocą strasznie. Zmajstrowanie czegoś zawsze poprawiało mi to humor :)
Niedługo ruszę ze świątecznymi dekoracjami. I jak co roku wszyscy się będziemy świecić, bo brokat zawsze dorwą "małe lepkie rączki" :D Katastrofa na bank!
Ech, już się nie mogę doczekać...co w tym roku dzieci wykombinują...W tamtym roku brokat w kleju wystrzelił im na sufit i ściany:)
Dwa lata temu rozsypał się na dywanie (oczywiście przez przypadek).
W tym roku, zapewne, będzie nie mniej ciekawie :)


czwartek, 6 października 2016

no zabij mnie!truskawki będą za rok!



Dzieci potrafią sprawić, że czujesz się wyjątkowo.
Kiedy w czerwcu pytam :córeczko, zjesz truskawki?-
"nieee chcem banana".
A teraz kiedy jesień a właściwie zima zawitała do nas moje dziecię woła o truskawki. Banany czernieją, jabłka się psują, śliwki szlag trafia..."no ale dlaczego nie ma truskawek.."?




Chyba nie muszę nadmieniać, że pomidory również najlepiej właśnie zimą smakują...;/ O pomidory jeszcze nie woła...bo jeszcze są dobre... jak zostaną tylko te bezsmakowe z importu, wtedy co dzień będzie się nimi zajadać.

3 lata temu trafiłam na witrynkę, która tak mi się spodobała,że ją kupiłam...a następnie wcisnęłam w jedyne wolne miejsce. Śmiesznie to wygląda jak się spojrzy na całość. No ale jak się jest takim chomikiem jak ja to mebli zawsze brakuje.
Część zastawy stołowej już upycham w dużym pokoju, bo przestała się mieścić, a kuchnię wcale nie mam taka małą (na warunki blokowe oczywiście).



Uwielbiam moją stylową witrynkę. Miałam zakusy, żeby przemalować ją...ale ten kolor jest taki ładny, że nie tykam:)
Tapeta w groszki wisi już od 4 lat. Zaraz po wytapetowaniu całej długiej ściany myślałam, że zwymiotuję. Nie, żeby mi się nie podobało, tylko.... pusta kuchnia, ściany w kropki... jak się poruszyło głową miało się wrażenie, że wszystko się rusza;/
Mój mąż popatrzył i powiedział do mnie "stara! zaraz się pożygam" i wyszedł :)))
Na szczęście po przysunięciu mebli uczucie "ble" znikło :)
W przeciwnym wypadku gotowałabym i heftała na boki!


Lecę do pędzli. Musze dziś skończyć mały komplet - prezent na ślub. Zostało mi niewiele czasu, bo ślub w tę sobotę.

poniedziałek, 3 października 2016

czarrrny poniedziałek




Szaro buro i ponuro;/
Wprost idealny dzień żeby protestować. Ja oczywiście nie ruszam się z domu.
Moja przepastna dupa włożyła tę sprawę głęboko między poślady:)
Ten projekt jest tak głupi i niedorzeczny, że nie mam obaw że mógłby wejść w życie :)
Dlatego nie zawracam sobie dupy pikietowaniem w żałobnych fatałaszkach i podniecaniem się na wyrost! Sprzątam, a jakże! piorę, gotuję... piję kawkę z porcelanowej filiżanki i jest mi dobrze.
Nie dam sobą manipulować :) :) A ta akcja śmierdzi tym na kilometr:P

Weekend spędziliśmy na Podkarpaciu. Nasz piesek ( 3 letnia suczka) poznała tamtejszych "kawalerów" (dwóch samców ok 7 miesięcy). Te małe kutaśniki tak męczyły naszą psinę, że dupą zamiatała po dywanie, żeby tylko żaden się nie pchał weń!
W mieszkaniu nadal króluje jarzębina.







Skoro i tak co chwila zrywam ją z drzew, postanowiłam wykorzystać ją też do nalewki.
W czerwcu nastawiłam nalewkę wieloowocową. Zaczęłam od truskawek, potem przybyło w słoju malin, wiśni, porzeczek, śliwek... teraz zasypałam jarzębiną. Mam nadzieję, że wyjdzie dobre:) Tyle litrów alkoholu tam wlałam, że jak będzie paskudne to się załamię. No i stary mnie wyśmieje - to najgorsze!



W tym roku sporo owocowych nalewek zrobiłam:)
Najlepsza wyszła z jabłek i truskawek! Myślę, że przyjemna będzie ta jesień i zima z kieliszeczkiem jednej z nalewek:)







Elegancja w salonie

 Stało się. Nasz salon już nie wygląda jak graciarnia.  czarne paski pod łączenie tapety Nowe meble zmotywowały mnie do zmiany koloru na ści...