Zwinęłam choinkę i większość dekoracji świątecznych. Zrobiło się przestronnie:) A wiadomo, że jak jest za dużo miejsca wolnego, to trzeba czymś wypełnić! Wstawiłam parę wiosennych kwiatków i od razu miło się zrobiło. Jak dla mnie zima mogłaby się już skończyć :)
Szafirki do okienka, które dalej jest oknem...ale już niedługo przejdzie transformację :P
Biała azalia powędrowała na stoliczek :)
A primula do przedpokoju. Muszę tam w końcu coś zrobić z tym światłem. Jest strasznie ciemno. Szukanie ubrań w szafie to koszmar przy takim oświetleniu;/
Tydzień temu brałam udział w sprawdzaniu moich zdolności obsługi przy komputerze. W ramach konkursu o stanowisko na "szanującej" się uczelni rolniczej.
Bywałam już sprawdzana z umiejętności pracy w excelu, ze znajomości języka obcego, zdolności analitycznych itp, przechodziłam je pozytywnie (to nie z tych powodów siedzę dalej w domu). Do tegoż egzaminu podeszłam więc na luzie. Oczywiście poprzypominałam sobie parę rzeczy i pełna raczej pozytywnych wrażeń poszłam na rzeź. Piszę rzeź, ponieważ nigdy takie "sprawdziany" nie trwały 3 godziny. To i tak w mojej ocenie było zbyt mało czasu żeby te wszystkie zadania zrobić.
Mimo tego wyszłam zadowolona. Pewna osoba zrezygnowała już po 1 godzinie.
Ja wysiedziałam, zrobiłam prawie wszystko. Z braku czasu być może nie przyłożyłam się do pięknych, pełnych zdań w części pisemnej, ale to i tak nie zepsuło mi humoru. Myślałam sobie, że na pewno przejdę do kolejnego etapu (bo oczywiście 3 h to za mało, żeby objąć to szacowne stanowisko na szacownej uczelni).
Jakież było moje zdziwienie, kiedy nikt nie zadzwonił. Nic! Przecież to już raczej standard, że rekrutujący dają znać również w przypadku negatywnej odpowiedzi. W korporacjach tak robią :)
Pewnie miałabym to w dupie (jak wiele rzeczy) gdyby nie fakt, że to moje byłe miejsce pracy. Ja ich znam, oni mnie znają. Nie liczyłam na żadne fory, ale żeby się tak zachować?
Było mi strasznie przykro. Kolejny raz pokazali, że nie szanują ludzi.
Nie zawsze tacy byli (mowa oczywiście o pracownikach naukowych). Parę lat temu atmosfera była fantastyczna. Pracownicy techniczni byli traktowani po ludzku. W miarę jak doktorzy zdobywali kolejne tytuły, techniczni stali czarnuszkami. Żartowałam wtedy (chyba zbyt głośno) że jesteśmy nygasami obrabiającymi pola bawełny dla swoich PANÓW. Tak to wyglądało :)
PANY tylko paluszkiem kiwali co jeszcze trzeba zrobić...bywało, że się nabijały te PANY z technicznych, bo przecież nygas to nie człowiek. PANY siedziały w swoich gabinetach, obmyślając kolejne wariacje na temat danego doświadczenia a nygasy w labie zapierdalały. Nygasy bardzo lubiły swoją pracę i stanowiły bardzo zżytą grupę, nie lubiły PANÓW. Niestety kiedy PANU coś nie wychodzi, obrywa poddany. Pewnego roku granty nie zostały przedłużone (jak na to liczyli PANY ) z braku obiecujących wyników, więc PANY zwolnili rzeszę nygasów obiecując przy tym, że jak tematy (granty) wrócą to się odezwą :)
Ah te obietnice!
Po co ja tam w ogóle aplikowałam? Mogłam sobie dać spokój. Nic się tam nie zmieniło;/
Pewnie tylko się ponabijali ze mnie. Wzięli sobie podobno jakąś młodą dziewczynę. Takie standardy! (A wszystko to i inne za całe 1700 zl na rękę).
Mam na uczelni parę przyjaciół (jeszcze pracują), tak sobie myślałam, że byłoby fajnie do nich dołączyć...a tu taka kicha!
Mój mąż bardzo skutecznie mnie "wyleczył" ze smucenia się. Powiedział mi, że muszę być chyba popierdolona, że się przejąć takimi kutasami!
TRUE!
:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz