Nigdy nie przepadałam za poniedziałkami. Wtedy kiedy byłam czynna zawodowo poniedziałek był na rozruch, ech ciężko się wracało do roboty.
Teraz, kiedy nie pracuję, poniedziałek służy do tzw "dobicia się"!
Tak, tak, oglądam wtedy dokładnie oferty pracy lub ich brak i masakruję sobie humor na cały dzień!
Jestem jak Ferdynand Kiepski:)
Od wtorku powoli wraca mi dobry nastrój, zresztą wolę sobie nie przypominać za często o mym niechlubnym stanie "kariery zawodowej".
Oczywiście nie znaczy to, że nie myślę o sobie jak o totalnej zakale i gamonicy. Ale i takie myśli po chwili odkładam na bok. Po jakiego ciula się tak dołować? Byle do poniedziałku :))
W sobotę na poprawę nastroju poszmaciłam się trochę w towarzystwie męża. Za całe 10 zl przytargałam do chałupy 2 sweterki :)
Całe szczęście, że jestem taka gospodarna :)))
Wysmarowałam ostatnio nową lampkę stołową. Z gratów oczywiście. Dokupiłam abażur, przewód
z wtyczką i oprawę żarówki.
z wtyczką i oprawę żarówki.
To moje elementy drewniane, z których "skleciłam" lampkę.
A tak się prezentuje w całości :)
Nieskromnie stwierdzę, że wyszła ładnie!
Jestem prze-pipa :)
Ave ja!